Dziecko na pokładzie. Sprawa niby oczywiste, ale… Jeśli to śródlądzie, proponuje zmianę toku myślenia normalnego człowieka, który zwykle przedstawia się tak: „Pływać, pływać, pływać!” i dostosowanie tego myślenia do sposobu spędzania wolnego czasu przez dziecko. Czyli:
- Pływanie – w zależności od wytrzymałości dzieci. W moim przypadku optimum wynosiło ok. 3 godzin dziennie jednorazowo. Przy dłuższym pływaniu, dzieci zaczynają się nudzić, grymasić i wszyscy mogą popsuć sobie humor.
- Miejsca do noclegów – koniecznie piaszczyste i z kąpieliskiem, jeśli pływamy po Mazurach – to doskonałe jest południe Mazur, zwłaszcza jezioro Nidzkie.
- Szukaj innych ludzi z dziećmi. Młodziaki, które chcą poimprezować i wywrzeszczeć, raczej unikają dzieci, „bo płaczą” 😉
- Trasę należy dzielić na krótkie odcinki i urozmaicać ja tym, na co Ty nie zawsze masz ochotę, ale za to maja dzieci: lody, karuzele, jagody, spacer, kredki i inne podobne atrakcje.
- Miejsca do noclegów wybieraj na kilka dni. Dzieci przyzwyczajają się do miejsc i innych dzieci.
- Zdecydowanie od samego początku należy przyzwyczaić dzieci do pływania w kapokach i nie ulegać ich grymasom i sugestiom. Analogicznie jak z fotelikami samochodzie – mam znajomych, którzy nie wytrzymali płaczu półrocznego dziecka, które w czasie jazdy chciało do mamy. Teraz dzieciak ma półtora roku, do fotelika nie daje się wsadzić, bo przyzwyczaił się do jazdy na rękach mamy, a znajomi tylko się rozglądają za policja, aby nie zapłacić mandatu. O bezpieczeństwie, a raczej jego braku, już nie wspomnę.
- Manewry są dla dzieci najbardziej niebezpieczne, bo dużo się dzieje. Ale z tego samego powodu są dla dzieci najciekawsze. Postaraj się jednak przyzwyczaić je do spędzania tych paru minut pod pokładem, tak jednak, aby miały zajęcie i czuły, ze jest to bardzo ważna i odpowiedzialna czynność manewrowa.
- Uważaj na pomostach: z brzegu pomostu wg dzieci zawsze „lepiej widać”, poza tym często zdarzają się obluzowane deski, a przy pomostach pływających łatwo uszkodzić palce, wkładając je miedzy panele. Przy czterolatku rozważ stosowanie uprzeży/szelek i trzymanie dziecka na „smyczy”. Wygląda niepoważnie, ale działa.
- Koniecznie, ale to koniecznie, opracuj z żoną, partnerką lub ogólnie – załogą, metodę, co robicie w razie wypadnięcia dziecka za burtę. Kto skacze, kto robi podejście itd. Wytłumaczcie wcześniej dzieciom, jak się maja w takiej sytuacji zachować. Wiadomo, ze wszyscy wiemy, co mamy robić w takich sytuacjach, ale emocje często nas co najmniej „dekoncentrują”. Tymczasem macie przecież reagować „szybko, skutecznie i bezpiecznie”.
- Przetestuj, zachowanie dziecięcych butów na pokładzie (także mokrym) pod względem śliskości. Może się okazać, że wybrane przez ciebie dla dziecka buty na konkretnym pokładzie zachowują się jak skórka od banana.
- Uczul dzieci, aby nie stawały na rożnego rodzaju krawędziach, przedmiotach, linach i chodziły w miarę możliwości tylko po antypoślizgach. I nie na bosaka.
- Dbaj o zabawy „pokładowe” – tak, aby dzieci również czuły się uczestnikami załogi, i to bardzo ważnymi 😉
Wszystkie te zakazy i nakazy przekaż im w formie trochę weselszej niż ja Tobie 😉 W końcu taki np. kapok to przywilej i nie każdy w nim pływa, czyż nie? 😉 Wszystko da się przedstawić dzieciom w atrakcyjniejszy sposób, niż suche przepisy i obowiązki, związane z żeglowaniem.
Radosław Saniewski
P.S. A dziś wieczorem, z córą – Izą, obecnie trzynastoletnią, która jest na zdjęciu jako kilkulatka – wyruszamy w kolejny rejs. Tym razem Zawiszą na Gotlandię.