Spotkanie siódme

{jcomments on}Rozdział siódmy, w którym poznacie historię Bogusława X i Anny Jagiellonki.

 

Dzięki duszkowi Adaś zadziwiał nauczycieli i rodziców swoją znajomością

historii miasta. Uśmiechał się zawsze tajemniczo i mówił, że ostatnio dużo czyta o Szczecinie. Spotkania z duszkiem sprawiły, że inaczej patrzył na swoje miasto.

Widząc stare drzewo, pomnik, głaz lub budynek, zawsze zastanawiał się, ile może mieć lat i jaka historia się z nim łączy. Dziś postanowił wypytać Bogusia o słynną książęcą parę, której pomnik stoi przed Zamkiem Książąt Pomorskich.

– Jak to było z tym Bogusławem X i Anną Jagiellonką? – zapytał. –Trochę o nich słyszałem, ale wiesz, że lubię twoje opowieści.

– Od czego by tu zacząć?… – zamyślił się duszek.

– Wiadomo od czego! Od początku! – zawołał wesoło Adaś.

– Lubiłem Bogusława X. To był wesoły książę. Potrafił korzystać z życia, wyprawiał uczty, organizował polowania. Dzięki temu na zamku przebywało wielu ludzi i było kogo straszyć, he, he. Książę był bardzo odważny, wiesz? Często płatałem mu figle, jemu i jego pierwszej żonie Małgorzacie.

– A jakie? – zainteresował się Adaś.

– Na przykład gdy wchodzili do pałacowej komnaty, to ja za nimi zamykałem

drzwi z wielkim hukiem. Albo jeszcze lepiej – przewracałem na stole jakiś przedmiot albo… – Boguś przerwał i zachichotał – …dzięki mojej pomocy obraz spadał ze ściany.

– Hi, hi, hi – zaśmiał się chłopiec.

– Księżna Małgorzata zaczynała wtedy piszczeć ze strachu, bo huk przy tym był zawsze wielki. „To duch, to duch!” – wołała i rzucała się na szyję swemu mężowi. A Bogusław spokojnym głosem odpowiadał: „Może i duch. No i co z tego? Każdy porządny zamek musi mieć ducha. Uspokój się, kobieto!”.

Adaś zaśmiał się głośno, widząc oczami wyobraźni wystraszoną księżną.

– Właśnie taki był książę Bogusław – dokończył Boguś.

– A gdy Małgorzata zmarła, nie dając mu potomka, ożenił się z Anną Jagiellonką, tak? – zapytał Adaś.

– Dokładnie 2 lutego 1491 roku odbył się ich ślub na szczecińskim zamku. Ona, polska królewna, córka Kazimierza IV Jagiellończyka, miała wtedy tylko 15 lat, a Bogusław 37!

– Ojej, to ona była taka młoda? Tylko parę lat starsza ode mnie?

– Tak. W tamtych czasach wcześnie wydawano panny za mąż, a zwłaszcza królewny. To rodzice ustalali, kogo poślubi ich córka. No i wcale nie chodziło tu o miłość, Adasiu.

– No tak, wiem, wiem. Ten ślub miał przyczynić się do umocnienia związku Polski z Pomorzem – Adaś z satysfakcją popisał się swą historyczną wiedzą.

– Królewna Anna przybyła do Szczecina ze swym bogatym orszakiem, jakiego szczecinianie jeszcze nigdy nie widzieli. Wszystko błyszczało od złota, srebra i pereł. Przywiozła wiele drogocennych rzeczy: srebrne misy, dzbany, kubki, puchary, drogie szaty i futra – wszystko w ogromnej ilości. A uroczystość weselna to dopiero było wydarzenie!

Całe miasto było odświętnie przystrojone, a stoły uginały się pod ciężarem jedzenia i picia. Po ślubie książęca para zamieszkała w starej części zamku, a Bogusław zabrał się szybko za jego rozbudowę. Chciał, żeby zamek stał się rezydencją godną jego żony, która miała królewskie pochodzenie.

– Gdzieś trzeba było pomieścić te wszystkie rzeczy, które ze sobą przywiozła – stwierdził Adaś.

– Zamek stał się zbyt ciasny. Zwłaszcza że bardzo szybko Annie i Bogusławowi zaczęły się rodzić dzieci. Najpierw mała księżniczka Ania, potem książę Jerzy…

– O, Bogusiu, opowiedz mi o ich dzieciach! – poprosił chłopiec.

– Mieli ośmioro dzieci. Pięciu synów i trzy córki. Jeden synek żył bardzo krótko, miał na imię Barnimek. Biedaczek… nie dożył nawet dwóch lat. Ale pozostała siódemka szalała po zamku, aż czasem miałem ich dość. Robili dużo hałasu. Wiadomo – dzieciaki.

– Straszyłeś je?

– A jak myślisz? Pewnie! Przecież taka moja rola, he, he. Dziewczyny piszczały, chłopcy próbowali mnie wytropić, zastawiali na mnie zasadzki. Wesoło było… – Boguś westchnął z nostalgią. – Ale wiesz co, jak dzieciaki były małe, to ja nawet trochę o nie dbałem – Boguś uśmiechnął się z dumą. – Dbałeś? A to w jaki sposób? – zdziwił się Adaś.

– Jak na przykład taki mały książę Jureczek albo Kazio w nocy się rozpłakał, to ja okrywałem go kołderką i czasem zanuciłem kołysankę.

– Ho, ho, Bogusiu! Tego to się po duszkach nie spodziewałem! – chłopiec był zdumiony.

– Wszyscy myślą, że duszki tylko straszą. Ale przecież nie będziemy straszyć takich maluchów. A wiesz, Adasiu, że to właśnie ten książę wyruszył na pielgrzymkę do Ziemi Świętej? Pamiętasz historię krawca Wacława i siedmiu płaszczy?

– Oczywiście!

– Księcia nie było dwa lata. Z wyprawy pisał listy miłosne do swej ukochanej żony, a kiedy wrócił, wziął się za dalszą rozbudowę zamku. Nie podobało się to wielu mieszkańcom Szczecina. Kłócili się z Bogusławem o teren pod budowę. A księżniczka Anna znów była w ciąży. Książę bał się o jej zdrowie i nerwy. Wywiózł więc swą ukochaną do zamku we Wkryujściu. Księżna urodziła tam synka Ottona, a niedługo potem zmarła. Prawdopodobnie zachorowała na jakąś poważną chorobę.

– Ojej, dzieci zostały bez mamy – zmartwił się Adaś.

– To był straszny cios dla księcia. Całym sercem kochał swoją żonę i nie mógł pogodzić się ze stratą. Od tego czasu bardzo się zmienił. Widywałem go często, jak siedział w fotelu i patrzył przed siebie, a w jego oczach widać było łzy. Już nigdy nie próbowałem go straszyć. Po prostu byłem obok i bezsilny patrzyłem, jak cierpi – Boguś westchnął.

– No i znów smutna historia – podsumował Adaś.

– Cóż… sam tego chciałeś – Boguś zawirował w powietrzu. – Łap mnie – krzyknął nagle i poleciał przed siebie. Adaś pobiegł za nim, po drodze przewracając jakiś stołek. Dziś znów spotkali się na drugim piętrze zamku, nad kinem. Oczywiście złapać duszka mu się nie udało. Łatwo się domyślić dlaczego. Po pierwsze, Adaś nie potrafił latać, a po drugie Boguś, gdy tylko chciał, rozpływał się w powietrzu. Kiedy na przykład chłopcu wydawało się, że już, już go ma, i wyciągał rękę w jego kierunku, Boguś robił się przezroczysty i po chwili znikał.

– To niesprawiedliwe – wołał Adaś.

– A kto powiedział, że zabawa z duszkiem ma być sprawiedliwa – śmiał się Boguś.

I tak się zabawiali, dopóki pan portier nie wszedł na piętro, żeby sprawdzić, co się dzieje. Wtedy zmieszany Adaś powiedział coś o zamkowych myszach, że właśnie gonił jedną, ale mu uciekła. A potem sam uciekł… do mamy.


Spotkanie opisała: Monika Wilczyńska