Faktycznie mam na imię Rysio i stąd ten przyjęty dla potrzeb projektu pseudonim. Nazywam się Ryszard Łuczkowski. Mam 51 lat z czego od 25 mieszkam w Szczecinie. Żartuję, że jestem urodzonym żołnierzem, bo jedni rodzą się w czepku, a ja urodziłem się w Chełmie. Tam odbyłem swoją edukację, a z wykształcenia jestem kowalem.
A może Druh Rysio?
Można też mówić druhu, bo jestem harcerzem. Instruktorem Związku Harcerstwa Polskiego w stopniu harcmistrza i obecnie pełnię swoją instruktorską służbę jako zastępca komendanta Zachodniopomorskiej Chorągwi ZHP.
Jak zaczęła się Pana przygoda z harcerstwem?
Dość nietypowo, bo od kabaretu. W roku 1978 wspólnie z przyjaciółmi założyłem szkolny kabaret „WAJCHA”. Sami pisaliśmy teksty, skecze i piosenki. Jeden z programów spodobał się na przeglądzie teatralnym i tak pojechaliśmy na Harcerski Festiwal Kultury Młodzieży Szkolnej w Kielcach, przywożąc stamtąd Złotą Jodłę. I tak zostaliśmy „sztandarowym zespołem” KCH w Chełmie. A potem już jakoś samo poleciało. Kurs drużynowych w Czarnocinie (1980 r.) i na fali odnowy (także harcerstwa) zostałem jako młody student drużynowym II Lubelskiej Drużyny Starszoharcerskiej ‘Vis Vitals”, potem Namiestnikiem Harcerskim w hufcu Chełm, komendantem tego hufca , a po przeprowadzce do Szczecina rozpocząłem pracę w KCH jako kierownik wydziału potem szef biura, dyrektor domu harcerza i wreszcie zastępca komendanta chorągwi.
Które z wartości harcerskich ceni Pan w życiu najbardziej? Dlaczego?
„Mam szczerą wolę służyć Bogu i Polsce…” – takie słowa wypowiadamy, składając harcerskie przyrzeczenie. Musimy po prostu dążyć do ideału. A harcerstwo nauczyło mnie bardzo wiele i bardzo pomogło w życiu. Pozwoliło tez na znalezienie i pielęgnowanie wielu przyjaźni.
W jakie inne niż harcerstwo działalności na rzecz dzieci jest Pan zaangażowany?
Nie boje się przyznać że jestem społecznikiem i staram się służyć swoją wiedzą, doświadczeniem i umiejętnościami. Obecnie współpracuję z Towarzystwem Wspierania Inicjatyw Kulturalno – Społecznych TWIKS, gdzie pracuję przy projektach unijnych realizowanych w ramach PO KL.
Trudno jest też oddzielić działania np. na rzecz bezrobotnych od tych adresowanych bezpośrednio do dzieci, bo przecież te pierwsze mają równie istotny wpływ na funkcjonowanie całej rodziny.
W roku 2008 wspólnie z przyjaciółmi powołaliśmy Fundację „Rodzina – Rozwój – Sukces”, której celem jest szeroko pojęta pomoc całej rodzinie; nie tylko dziecku, ale także rodzicom i np. dziadkom w prawidłowym wypełnianiu ich funkcji opiekuńczych, wychowawczych i społecznych.
Wspieram także syna w prowadzeniu własnej działalności gospodarczej, w ramach której nie brakuje przedsięwzięć adresowanych do dzieci.
Skąd wziął się pomysł na akcję ‘Wesołe Podwórka”?
Jak każdy z pomysłów. Z potrzeby. Akcja „Wesołe Podwórka” była o odpowiedzią na konkurs ogłoszony przez Wydział Zdrowia i Polityki Społecznej UM Szczecin dotyczący walki z nudą jako jedną z przyczyn patologii. Pierwotny projekt zakładał nie tylko prezentację atrakcyjnych, ciekawych i bezpiecznych form spędzania wolnego czasu przez najmłodszych w postaci książeczki, słuchowisk radiowych i cyklu kilku imprez, ale także pracę przeszkolonych animatorów zabaw na podwórkach podczas wakacji i szkolenia dla lokalnych liderów. Niestety z uwagi na wielkość pozyskanych środków finansowych udało nam się zrealizować tylko tę pierwszą część projektu. Jest więc jeszcze nad czym pracować, udoskonalać projekt i próbować zrealizować w większym zakresie.
Skąd czerpie Pan pomysły na nowe akcje dla dzieci?
Niestety na to pytanie nie odpowiem. Bo sam nie wiem. Po prostu przychodzą same do głowy. Pamiętam jak na po warsztatach kabaretowych w Kielcach poprosiłem o autograf mojego mistrza Marcina Wolskiego. On zrobił w kartce palcem dziurkę i napisał „ Zobacz – widać Świat”. Mam tę kartkę do dziś i chyba nauczyłem się obserwować to, co nas otacza.
Jakie ma Pan marzenia? Co jeszcze chciałby Pan zrobić, osiągnąć?
Marzeń i planów mam sporo. Chciałbym np. zorganizować harcerski obóz dla dzieci razem z rodzicami. To mogła by być wspaniała przygoda, ale i zarazem okazja do powstania zupełnie innych relacji w rodzinie.
Od kilku lat chodzi mi po głowie pomysł, by z grupą kilku przyjaciół w czasie lata wyruszyć w podróż po takich małych zapomnianych miejscowościach i tam w czasie 2-3 dniowego pobytu organizować zajęcia kulturalne i rekreacyjno-sportowe dla wszystkich mieszkańców, zarówno dzieci jak i dorosłych. Idealnym środkiem transportu mógłby okazać się np. barakowóz. A oprócz tego marzę, by znaleźć czas by pojechać w końcu w ukochane góry i zobaczyć czy nie zapomniałem jeszcze, jak się jeździ na nartach.
Czy ma Pan rodzinę ? Proszę opowiedzieć o niej.
Oczywiście, że mam rodzinę. Poza małżonką to trójka dorosłych już dzieci. Aneta jest dziennikarką TVN 24, Tomek skończył w tym roku studia prawnicze, a najmłodszy Szymek jest studentem 3. roku na Akademii Morskiej. Jak to mówią „nie daleko pada jabłko od jabłoni”, bo wszyscy wykazują zdolności artystyczne i duże zaangażowanie w prace społeczną. Aneta poza pracą jeździ konno i angażuje się w ochronę zwierząt, Tomek jest ratownikiem medycznym i prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej GRYF w Szczecinie, a Szymon działa w samorządzie studenckim.
Co myśli Pan o inicjatywie „Rozwiń Skrzydła”?
Przede wszystkim chciałbym serdecznie podziękować za Wasze zaangażowanie i pomoc w realizacji programu „Wesołe Podwórka”. Według mnie naszą – dorosłych – rolą jest nauczyć dziecko marzyć i wspierać je w realizacji tych marzeń. „Rozwiń Skrzydła” właśnie to czyni. Tak trzymajcie dalej, to może znów wspólnie uda nam się zasłużyć na mnóstwo uśmiechów na twarzach i tych małych, i tych trochę większych. Bo tak naprawdę w sercu wszyscy jesteśmy dziećmi.