Pierwsze w Polsce Pogotowie Teatralne, które leczy śmiechem, uczy poprzez zabawę i stosuje terapię poprzez sztukę, pochodzi właśnie ze Szczecina. W 1998 r. powołali je do życia szczecińscy aktorzy. Ich celem był uśmiech na twarzach małych pacjentów szczecińskich szpitali. W 2002 r. Joanna i Tomasz Jankiewiczowie stworzyli Fundację Pogotowie Teatralne, a od listopada 2008 r. Fundacja została Organizacją Pożytku Publicznego. Pogotowie przybywa wszędzie tam gdzie jest potrzebne. Leczy dzieci śmiechem w całej Polsce.
Rozmawiamy z założycielami Pogotowia Teatralnego: Joanną Jankiewicz – menadżer, scenograf, aktorką Pogotowia Teatralnego, laureatką nagrody Polcul Foundation, laureatką konkursu „Akcja – Akacja” dla aktywnych kobiet, które zmieniają świat na lepsze (2006) oraz z jej mężem Tomaszem Jankiewiczem – Kawalerem Orderu Uśmiechu, aktorem, scenarzystą, reżyserem.
Skąd wziął się pomysł założenia Fundacji Pogotowie Teatralne?
T.J.: Gdy nasza córka miała półtora roku, to był 1997 r., pomyślałem, że takie dziecko powinno już zobaczyć jakąś sztukę. Jednak wtedy uważało się, że takie małe dzieci nie powinny chodzić do teatru. Teraz już rozumiem dlaczego. Po pierwsze małe dzieci boją się dużego skupiska ludzi, a ciemność w teatrze wywołuje w nich duży stres. Dlatego też postanowiłem sam napisać dla naszej Zuzi sztukę i ją wystawić. Było to przedstawienie „Tańcowały dwa Michały”. Asia zrobiła scenografię, ja napisałem scenariusz. Zaprosiłem do współpracy Grażynę Nieciecką-Puchalik z teatru Pleciuga i wystawiliśmy ten spektakl. Najpierw w domu dla naszej Zuzi, późaniej dzieciom sąsiadów. Tak to się spodobało, że sąsiedzi zaczęli pytać kiedy będą następne spektakle. Pół roku później, 21 marca 1998 roku, wspólnie z Grażyną Nieciecką, założyliśmy Pogotowie Teatralne. Pogotowie, czyli taki teatr na telefon, który przyjeżdża i leczy sztuką. Leczy śmiechem i zarazem uczy poprzez zabawę. Całe to przedsięwzięcie nie miało jednak formy prawnej, dlatego też w 2002 roku założyliśmy fundację. Od tego czasu nastąpił szybki rozkwit Pogotowia. Z trzech osób rozrósł się do ponad 50 stale z nami współpracującymi członkami. Wystawialiśmy wówczas bardzo dużo premier, często jeździliśmy w różne miejsca. Kosztowało nas to naprawdę wiele ciężkiej pracy, która jednak dawała i w dalszym ciągu daje nam wiele radości.
Pogotowie Teatralne może przyjechać do każdego?
J.J.: Przede wszystkim przyjeżdżamy do szpitali, do dzieci ciężko chorych, które są pod opieką hospicjum, do dzieci, które nie mają możliwości dojazdu do nas.
T.J.: Czasem występujemy w domach dziecka, jednak musieliśmy te wizyty ograniczyć, ponieważ fizycznie nie byliśmy zdolni być wszędzie tam, gdzie nas zapraszano. Musieliśmy się nauczyć mówić nie. Jeżeli mają być to występy w małych miejscowościach, to się zgadzamy, większym już musimy odmówić. Jeżeli mamy środki finansowe z jakiś konkursów udajemy się do szkół i przedszkoli we wsiach i wówczas bezpłatnie wystawiamy nasz spektakl, nie chcemy by te dzieci musiały płacić. Czasami zdarza się, że ktoś nas ujmie swoją prośbą i ulegamy, a naszym wynagrodzeniem jest obiad czy skromny poczęstunek. Jest zbyt mało czasu, by móc przyjmować wszystkie propozycje. Uważamy, że takie Pogotowie powinno być w każdym województwie. Z pewnością bardzo ułatwiłoby to pracę.
J.J.: Zdarzały się telefony z prośbami abyśmy odwiedzili dziecko chore na grypę. W takich przypadkach zdecydowanie odmawiamy, dlatego że nie możemy mieć bezpośredniego kontaktu z chorymi dziećmi, bo np. na drugi dzień idziemy na onkologię, gdzie musimy być w stu procentach zdrowi.
Jak wyglądają występy w szpitalach?
T.J.: Różnie. W zależności od oddziału, na którym występujemy. Musimy wziąć pod uwagę, że np. na ortopedii nie możemy zaangażować dzieci w zajęcia ruchowe, a inaczej też musimy się zachować na oddziale psychiatrycznym.
J.J.: W Centrum Zdrowia Dziecka jest specyficzny oddział, gdzie dzieci podczas naszych spektakli nie mają żadnego wyrazu twarzy, reagują tylko oczami. Od rodziców dowiadujemy się później, że dzieciom się bardzo podobało, bo miały tę radość w oczach.
T.J.: Musimy się nauczyć grać dla różnych dzieci. Inna choroba, to inny sposób grania, co jest także dla nas wielkim doświadczeniem. Owszem, bywa to męcząca praca, jednak daje nam wiele radości.
Ciężko jest dawać spektakle przed dziećmi z hospicjum?
T.J.: Ciężko, ale chcemy to robić, bo czujemy się potrzebni. Zaczęło się od listu koleżanki matki, której dziecko było ciężko chore. Poznaliśmy małą Anię w styczniu. Następnie pojechaliśmy do niej w listopadzie i zauważyliśmy, że choroba strasznie postępowała. Dziewczynka ruszała wtedy już tylko jednym palcem. Zrozumiałem wówczas, że trzeba to robić, trzeba sprawiać, by te dzieci miały dla siebie chwile radości. Mama Ani poprosiła mnie, żebym obiecał, że gdy Ani już nie będzie, będę jeździć do innych dzieci. Obiecałem i tak zostało.
J.J.: W miarę możliwości pomagamy także w spełnianiu marzeń chorych dzieci. Są to prezenty w postaci rowerów, telewizora czy wycieczki za granicę. Taki wyjazd do innego państwa jest dla rodziców dużym obciążeniem ze względu na całą aparaturę, którą trzeba ze sobą wziąć. Jeżeli my mamy taką możliwość to chętnie pomagamy.
Co Państwu dodaje sił w tej pracy?
T.J.: Myślę, że ten uśmiech na twarzach dzieci i zadowolenie rodziców podczas spektakli. W tych chwilach dziecko zapomina o bólu, o chorobie. To jest niesamowite, gdy po występie rodzice nam dziękują, że ich dziecko pierwszy raz od kilku tygodni się uśmiechnęło. Nie tylko dzieci, ale i rodziców przenosimy na ten czas w świat bajek.
Kto i w jaki sposób może przystąpić do Pogotowia?
T.J.: Najlepiej byłoby, gdyby to były osoby mające talent aktorski, potrafiły śpiewać i grać na jakimś instrumencie – wówczas byłoby idealnie. Jednak wiele osób przystępujących do wolontariatu w Pogotowiu Teatralnym przygotowujemy do tego, robiąc warsztaty teatralne, w których uczymy podstaw gry aktorskiej. Ważne jest by chętna osoba miała czas w ciągu tygodniu w godzinach porannych, a z tym jest trudno. Także zapraszamy każdego, kto ma ochotę, czas i dobry kontakt z dziećmi. Warunkiem jest jednak to, że w momencie choroby wolontariusza, nie spotyka się on z dziećmi. Musimy być bardzo ostrożni, ponieważ taki kontakt jest dla takich dzieci dużym zagrożeniem zdrowia.
Praca w Pogotowiu Teatralnym jest lepsza niż gra w teatrze?
T.J.: Ja dopiero po latach zrozumiałem, dlaczego zawsze tak bardzo chciałem być aktorem. Lubię występować przed publicznością, miło jest mieć fanów, ale cały czas czegoś szukałem. Oprócz gry w teatrze pracowałem w reklamie, pisałem teksty, robiłem wiele różnych rzeczy, ale dopiero praca w Pogotowiu okazała się strzałem w dziesiątkę. Dla mnie jest to kwintesencja zawodu aktora. Tutaj wiemy, że jesteśmy potrzebni. Dzieci ciągle nas pytają, kiedy znów przyjedziemy. W teatrze zdarzało się, że publicznością byli zmuszani przez szkołę uczniowie.
Jakie projekty profilaktyczne mogą państwo zaoferować dzieciom?
T.J.: Są to wykłady w formie spektakli. W projekcie „Pokochaj samego siebie” tłumaczymy czym jest stres, a czym depresja i jak można je zwalczać. Drugim etapem jest nauka prawidłowego oddychania, o czym ludzie często zapominają. Prowadzimy także warsztaty plastyczne, organizujemy spotkania z naszym klaunem i wiele innych. Chcemy zagospodarować dzieciom czas, by nie zajęły się niedobrymi rzeczami, a w ciekawy sposób, ucząc się czegoś, spędziły z nami kilka chwil.
Nie przechodzi państwu przez głowę myśl, by zmienić pracę?
J.J.: Czasami mam ochotę to zostawić, wrócić do biura, do zawodu, ale te myśli pojawiają się tylko na chwilę i szybko odchodzą.
T.J.: Ja zdecydowanie nie mam takich myśli, ale Asia ma do tego zupełne prawo, ponieważ to ona ma najwięcej na swoich barkach. Jest aktorką, scenografką , menadżerem, prowadzi sprawy finansowe i księgowe, zajmuje się znaczną większością. To zrozumiałe, że czasem ma dość.
Jak zareagował pan na odznaczenie Orderem Uśmiechu?
J.J.: Może ja opowiem jak się Tomek o tym dowiedział, bo to zabawna historia. Dwa dni po ogłoszeniu Tomka Kawalerem Orderu Uśmiechu w TVN, o którym nie wiedzieliśmy, zadzwonił do mnie znajomy z gratulacjami. Ogarnęła nas radość, euforia, jednak po chwili się zorientowałam, że jest 1 kwietnia, więc pomyśleliśmy, że to dowcip.
T.J.: To jak ważne jest to odznaczenie zrozumiałem chyba dopiero podczas wręczania orderu we wrześniu. Wszedłem na scenę i słysząc owacje popłakałem się. Moja córka czytała laudację, której wcześniej nie słyszałem. Wzruszyłem się ponownie. To była niesamowita chwila. Wiem jednak, że połowa tego Orderu należy do Joanny, bez niej na pewno bym go nie otrzymał. Jest on również zasługą każdego z członków Pogotowia.
Pani natomiast w 2006 roku została laureatką konkursu „Akcja Akacja – szukamy aktywnych kobiet”.
J.J.: Tak, byłam bardzo zaskoczona tym zwycięstwem, ponieważ z woj. zachodniopomorskiego było wytypowanych aż 70 kandydatek. Komisja zdecydowała przyznać zwycięstwo 16 kobietom z całej Polski, po jednej z każdego województwa. Z zachodniopomorskiego wybrano mnie. Oczywiście poza zaskoczeniem, czułam także niesamowitą radość, bo jest to bardzo miłe, gdy inni doceniają twój wysiłek.
Zarówno fundacja jak i państwo imiennie otrzymali wiele nagród i wyróżnień, czy któreś z nich jest szczególnie Państwu bliskie?
T.J.: Próbowaliśmy coś szczególnego wybrać, aby w honorowym miejscu ozdabiało nasze biuro. W zasadzie dla nas tak samo ważnym wyróżnieniem jest Pro Publico Bono, jak również rysunek podarowany przez dziecko w szpitalu. Gdy taki maluch przynosi nam wycięte z papieru serduszko, jest to uczucie nie do opisania, bardzo miłe i wzruszające. Jest to trudne do wartościowania. Nie wiem, które jest cenniejsze, ale chyba to od chorych dzieci, które mimo bólu potrafią wykrzesać resztki sił, by w ten sposób nam podziękować. To jest piękne. W takich chwilach cieszymy się z tego, co robimy.
Co państwo zaoferują dzieciom w przeciągu tego roku szkolnego?
T.J.: We wrześniu ukazała się nasza druga płyta „Piosenki i zagadki wesołej gromadki” . Na płycie znajdują się zagadki znane z radiowej Trójki – „zagadkowa niedziela”, a także nowe łamigówki oraz piosenki ze spektakli Pogotowia i naszych przyjaciół – grupy „Arfik” i „Indios Bravos”.
T.J.: We wrześniu przyszłego roku chcielibyśmy wystawić spektakl „Droga do gwiazd”, który opowiada o przemijaniu. Jest to poważny temat, z którym też trzeba się zmierzyć. Chcemy pokazać rodzicom, jak mogą rozmawiać ze swoimi dziećmi o śmierci, a dzieci trochę przybliżyć do tego tematu. Długo się do tego przygotowywaliśmy. Maria Piasecka napisała do niego scenariusz. Są również inni ludzie, chętni by wziąć w tym projekcie udział, jednak wciąż szukamy odpowiedniego miejsca, gdzie moglibyśmy ten spektakl wystawić.
Życzę kolejnych sukcesów, kolejnych odznaczeń a przed wszystkim kolejnych laurek od uśmiechniętych wdzięcznych dzieci. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Karolina Jermołowicz