Adam Dzieciniak – obecnie aktor Teatru Polskiego, znany z kabaretów Stanisława Tyma, występuje w Teatrzyku Wróbelek Elemelek, chętnie pomaga w działalności Pogotowia Teatralnego.
Jak wyglądały początki Pana pracy w Teatrze Polskim?
Pracę w Teatrze Polskim w Szczecinie rozpocząłem w 1987 roku, gdy przyjechałem do tego miasta. Wcześniej grałem w teatrze elbląskim, którego dyrektorem był Stanisław Tym, notabene do tej pory mój dobry przyjaciel. Dyrektorem szczecińskiego teatru był w tym czasie Andrzej Maj. Zaufał mi i powierzył główną rolę w sztuce „Mandat” Mikołaja Hedmana. To był mój debiut. Na początku trudno było się zaaklimatyzować w nowym miejscu i otoczeniu, jednak czekający tu fantastyczny zespół przyjął mnie dość delikatnie. Myślę, że po tej roli udowodniłem wszystkim, że możemy dobrze współpracować i tworzyć coś dobrego.
Czym jest dla Pana teatr?
Teatr to moje życie. To praca, którą uwielbiam. Udało mi się sprawić, że zajmuje się tym, co lubię, co kocham. Myślę, że jeżeli praca sprawia przyjemność i daje satysfakcje to jest największym skarbem, na jaki człowiek może sobie w życiu zapracować. Mnie się to udało.
Lepiej się Pan czuje w roli aktora czy reżysera?
Bardzo lubię wcielać się zarówno w rolę reżysera, jak i aktora. Problem polega jednak na tym, że nie mam papierów reżyserskich. Była Minister Kultury i Sztuki, pani Izabela Cywińska nie pozwoliła mi podejść do egzaminów eksternistycznych. Więc mam za sobą 10 realizacji zawodowych, ale bez papierów. To wcale nie jest takie proste. Dziś reżyserów jest bardzo wielu, zresztą obecnie w każdej branży jest zbyt wielu fachowców. Aktorów również. W Polsce nie ma miejsca, gdzie mógłbym się rozwijać. Kolejka reżyserów jest długa, a zapotrzebowanie na nich coraz mniejsze. Ogólnokrajowy kryzys gospodarczy dotknął także polskie teatry. Mimo to, równie dobrze czuję się w obu tych rolach. Jednak będąc etatowym aktorem mam większą możliwość realizowania swoich pomysłów na scenie, a jako reżyser, z uwagi na to, że nie jestem nim w ujęciu zawodowym, te możliwości są mniejsze.
Którą z ról szczególnie Pan wspomina?
Wyjątkowo wspominam rolę mieszczanina ze sztuki „Mieszczanie i szlachcice” Moliera, którą grałem w 1992 roku. To świetna komedia, bardzo chwalona przez widzów. Ta rola jest mi bardzo bliska zwłaszcza, że mam w pamięci Bogumiła Kobielę, wcielającego się w tę postać, a który w młodzieńczych latach był moim idolem. Zagrał fantastycznie. To, że ja po kilkunastu latach mogłem zagrać to samo było niesamowitym przeżyciem. Oczywiście, nie mogę zapomnieć o Mayday’u. Dochodzimy do pięćsetnego przedstawienia pierwszej części i sto pięćdziesiątego Mayday 2. To jest coś, co kocham.
Widzowie cenią pana za wszechstronność. W czym jednak odnajduje się Pan najlepiej?
Kocham komedie. Poradzę sobie w dramacie, bo tak jestem kształcony. Myślę, że moja osobowość jest bliższa komedii. Na co dzień jestem pogodnym człowiekiem, który lubi rozśmieszać innych. Uśmiech, czy też śmiech publiczności to miód na moje serce. Role komediowe gra mi się łatwiej i przyjemniej.
Z której wyreżyserowanej przez siebie roli jest Pan najbardziej dumny?
Jestem bardzo zadowolony ze spektaklu „Rozmyślania Pana Herberta” przedstawionego w zeszłym roku w teatrze kameralnym. Mieliśmy również okazję wystawić go w Berlinie dla mieszkającej tam Polonii. Zarówno widownia berlińska jak i szczecińska była tą sztuką zachwycona. Dosyć trudno było stworzyć plastycznie poetycko-muzyczne przedstawienie, ale myślę, że dzięki dobrej współpracy z Michałem Janickim i innymi kolegami udało nam się osiągnąć zamierzony cel. I z tego jestem dumny.
Występuje Pan także w Teatrzyku Wróbelek Elemelek.
Tak, mamy 5 pozycji repertuarowych, właściwie na każdą porę roku. Nasze spektakle są o ekologii, bezpieczeństwie, wystawiliśmy spektakl kolędowy o tradycji wigilijnej. Gramy także klastyczne bajki np. „Przygody Koziołka Matołka”. Mam tu przyjaciół, którzy ze mną współpracują. Myślę, że województwo jest dumne z naszej działalności, a i my cieszymy się z dobrej współpracy z placówkami kulturalnymi w naszym regionie.
Dziecko jest wymagającym widzem ze względu na swoją szczerość. Czy wobec tego przed dziećmi gra się trudniej?
Nie ja wymyśliłem to powiedzenie, że dla dzieci należy grać tak samo, jak dla dorosłych, tylko dwa razy lepiej. I ja się zgadzam z tym stwierdzeniem. Tak też do tego podchodzimy, mocno się angażujemy i staramy w jakiś sposób zainteresować młodą widownię.
Która z otrzymanych nagród jest szczególnie dla pana ważna?
Kilkakrotnie byłem nominowany do Bursztynowego Pierścienia, raz wygrałem. Wielokrotnie wygrywały też spektakle z moim udziałem. Jednak największą nagrodą dla mnie jest fakt, że jestem, dzięki Bogu, zdrowy – to jest nagroda od życia. Nagrodą jest też podziękowanie za spektakl. Bardzo miło się czuję, gdy dostaje telefony, czy maile od wdzięcznych ludzi. Dziękują, że wyrwałem ich od tego szarego dnia codziennego, że przez dwie godziny udało się wprowadzić ich w inny wyimaginowany świat, gdzie zapomnieli o świecie rzeczywistym.
Poza pracą aktora Teatru Polskiego, pomaga Pan chętnie w Pogotowiu Teatralnym.
Tak, Pogotowie Teatralne realizuje bardzo wiele, także społecznych, przedsięwzięć. Jeżeli mam czas i jestem potrzebny, to nigdy nie odmawiam współpracy. Czasem również sam występuje w domach dziecka, szpitalach, czy w placówkach społeczno-wychowawczych. Nie mówię, że wszystko jest za darmo, bo nie jest. Trzeba z czegoś żyć. Jednak wielokrotnie spełniamy prośby bez pobierania pieniędzy, wiemy gdzie jest bieda, a gdzie ktoś może za to zapłacić.
A co robił Adam Dzieciniak w Chicago?
Zostałem zaproszony przez przyjaciela Ryszarda Choroszego, poznanego jeszcze w czasie wspólnych studiów we Wrocławiu, by poprowadzić Wielki Festyn Rodzinny w Cafe Prague na Belmont. Opowiadałem kawały, żartowałem z obecnej sytuacji w Polsce, a Ryszard wspomagał mnie w skeczach. Myślę, że impreza się bardzo udała, przybyło ponad tysiąc osób i dochodziły mnie tylko pozytywne oceny. Było wspaniale i myślę, że w przyszłym roku taki piknik będzie również planowany.
Do tego czasu życzę zdrowia, by mógł Pan zachwycać i bawić publiczność bez przerwy. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Karolina Jermołowicz