Grażyna Wojtczak

Grażyna Wojtczak

Grażyna Wojtczak  aktorka teatru lalek Pleciuga w Szczecinie;  laureatka wielu konkursów i nagród aktorskich; prowadzi warsztaty dla dzieci i młodzieży.

 

 

 

Jakie były początki Pani kariery aktorskiej ?

Pierwszą pracę rozpoczęłam w 1962 roku na stażu w teatrze w Wałbrzychu. Jako dziecko brałam udział w wielu artystycznych przedsięwzięciach mojej mamy, która była reżyserką amatorskiego teatru lalek, dlatego ta praca tak bardzo mnie zaabsorbowała. W którymś momencie aktorstwo tak mnie pochłonęło, że zainteresowałam sie tym zawodowo. W 1971 roku przyjechałam do Szczecina. Poznałam ówczesnego dyrektora teatru pana Krzysztofa Niesiołowskiego, ponoć byłam zdolna, więc postanowił mnie zaangażować.

Przeszła Pani na emeryturę, a mimo to nadal współpracuje z Pleciugą.

Wcześniej była mozliwość przejścia na emeryturę w wieku 50 lat, skorzystałam z tego, co jednak nie znaczy, że przestałam występować. Przez jakiś czas dogrywałam jeszcze w różnego rodzaju spektaklach, a teraz prowadzę warsztaty dla dzieci i młodzieży.

Ciężko jest odejść?

Z pewnością. Bardzo jestem związana z teatrem. W tej chwili oprócz warsztatów w teatrze, działam także w mieście, z panem Leszkiem Zalewskim uprawiam poezję, więc tak jakby cały czas jestem w zawodzie. Różnego rodzaju działania dotyczące dzieci i młodzieży są mi ogromnie bliskie.

Jakie warsztaty może pani zaoferować dzieciom?

Na razie są to warsztaty o takiej tematyce, na jaką jest zapotrzebowanie od strony szkół i przedszkoli. Podczas warsztatów dzieci poznają zawód aktora, są prowadzone ćwiczenia dykcyjne, intonacji głosu, rozmawiamy o tym czym jest gra aktorska, dzieci uczą się przedstawiać scenki, są ćwiczenia rozwijające wyobraźnię. Zajęcia, które szczególnie lubią dzieci to poznawanie techniki lalkowej, od pacynki do pikowanej marionetki. Bawią się w scenografów, projektują lalkę – jej buzię, strój. Dzieci poznają również zawody teatralne, żeby wiedziały, że oprócz aktorów są także inni bardzo ważni dla teatru pracownicy.

Przymierzamy się także by przybliżyć dzieciom historię teatru, ale nie naukowo, lecz poprzez zabawę. Zobaczymy jak nam się to uda. Mam nadzieję, że jeszcze parę innych tematow zrealizujemy, ale jak narazie to co robimy bardzo się dzieciom podoba. Nie mowiąc o wakacyjnym pomyśle – półkoloniach, które nam się nieoczekiwanie tak dobrze udały.

Co dodaje Pani sił?

Kiedyś się nad tym zastanawiałam. Ja lubię to robić. Myślę, że sukcesem człowieka jest to, że lubi swoją pracę, a wtedy ona nie jest męcząca. Poza tym bardzo lubię sztukę, teatr a przede wszystkim pracę z dziećmi. Mam styczność z różnymi dziećmi, także z marginesu społecznego. Jest mi ich bardzo żal. Uważam, że obwiniać należy rodziców, którzy nie mają czasu dla swoich dzieci, nawet kilku chwil, by zwyczajnie z nimi porozmawiać. Jest mi przykro jak widzę to, co się dzieje w mieście i uważam, że powinny być specjalne fundacje, które by się tymi dziećmi zajmowały, rozwiązałoby to wiele problemów z naruszeniem prawa. Gdyby wcześniej ktoś zajął się tymi dziećmi nie byłoby tylu przykrych historii.

Cieszy mnie bardzo, że dzieci z którymi pracowałam wiele lat temu, poszły właściwą drogą. Teraz spotykając ich już dorosłych, mam wielką satysfakcję z tego, że pomogłam im poznać sztukę, że poprzez spotkania poetyckie, rozmowy  nauczyłam ich wrażliwości i zajęły się czymś wartościowym.

Jak można zachęcić rodziców, by zaangażowały swoje dzieci w zajęcia artystyczne?

Teraz jest taki problem, że za zajęcia artystyczne w większości placówek trzeba płacić, tak jak za inne zajęcia dodatkowe. Jeżeli dla rodziców będzie to finansowym problemem, powinni zapisać swoje dzieci na bezpłatne zajęcia w szkole. Jest ich wiele, a każde zajęcia artystyczne bardzo uwrażliwiają. Myślę, że poprzez obudzenie wrażliwości można do dziecka bardzo pięknie dotrzeć.

Łatwiej występować przed starszą czy przed młodszą publicznością?

Publiczność jest jedna, bez względu na wiek. Ale dzieci są nieprawdopodobną widownią, wszystko bardzo przeżywają, aktora utożasamiają z postacia przez niego graną. Gdy grałam wróżkę, nie znali mnie jako Grażynę Wojtczak, ale znali wróżkę w którą się wcieliłam. Gdy w Kubusiu Puchatku grałam Mamę Kangurzycę, spotykające mnie później dzieci pytały, gdzie jest moje Maleństwo. Aktor wtedy też jest w innym świecie, przenosi się do świata bajek.

Co aktor najbardziej ceni w swoim zawodzie?

Powiem Pani tak: w życiu mamy bardzo dużo kłopotów, a wchodząc na scenę, grając, człowiek się izoluje na jakiś czas od pewnych rzeczy. Czuję się jak w innym świecie, bardzo mi to pomaga. I mimo lat, które mam czuję sie bardzo młodo. Jestem dla dzieci kumpelą, to mnie absolutnie zadawala, a wręcz zachwyca. Aktor ma taką satysfakcję, że może dziecku coś ważnego, ciekawego przekazać, czegoś nauczyć, wprowadzić dziecko na chwilę do innego świata, to jest piękne.

Czy aktorstwo zawsze było pani pasją?

Kiedyś marzyłam by zostać projektantem mody. Pochodzę z rodziny uzdolnionej plastycznie i chciałam się tym zajmować, jednak później zostało to tylko w moich prywatnych sferach. Ale aktorstwo od pewnego czasu stało się tak ważne, że teraz bym go nie zamieniła na żaden inny zawód. Gdybym miała zacząć od poczatku, na pewno wybrałabym tak samo. Niektórzy mówią, że jest to zawód często anonimowy,  w tej chwili jednak są takie tendencje w sztuce w teatrze lalek, że z prawdziwą lalką gra się od czasu do czasu, a na ogół jest to żywy plan.

Czy któraś z ról jest Pani ulubioną?

Dużo jest takich ról. Bardzo ciepło wspominam Kopciuszka, którego grałam w różnych inscenizacjach. W pierszej wersji byłam Kopciuszkiem, w drugiej jedną z sióstr, później Macochą, a ostatnio wcieliłam się w postać wróżki, którą bardzo dobrze wspominam. Bardzo lubię także rolę w Kubusiu Puchatku, w Przygodach Pifa, w Kieszonkowych Przygodach – jest naprawdę bardzo wiele takich ciekawych ról i ciężko byłoby wybrać tę jedną.

A najcięższa rola?

Pamiętam szczególnie jedną – w spektaklu Szopa po polsku. Mam lęk wysokości,  szopa była piętrowa, a ja miałam grać anioła na ostatnim piętrze. Każde wejście na górę przyprawiało mnie o dreszcze i zawroty głowy. Bardzo to przeżywałam, w końcu powiedziałam, że nie wystąpię, wtedy reżyser zgodził się bym zagrała na normalnym planie.

Repertuar przewiduje także spektakle dla dorosłych?

Tak, teraz wystawiamy spektakl Kubuś i jego pan. Wiem, że pan dyrektor Niecikowski planuje realizacje kolejnych. Bardzo dobrze, że takie spektakle powstają, wróży to zainteresowanie Pleciugą także starszego widza. Cieszą się one podobnie jak występy dla najmłodszych również bardzo dużym powodzeniem.

Jakie emocje towarzyszą Pani w momencie wejścia na scenę?

Szczerze przyznam, że bez względu na to ile lat się gra, trema przed premierowym spektaklem jest zawsze. Z tym, że trema może być mobilizująca albo paraliżująca. Stresuję się, bo jest to coć nowego i nie wiem czy się spodoba publiczności. Nie wiem też czy ja potrafię już tę postać tak dobrze zagrać jak powinnam, mamy różne rozterki, zastanawiamy się jak widownia nas i nowy spektakl odbierze. Mam kolegę, który się strasznie stresuje przed każdą premierą. Gdybym ja to aż tak bardzo przeżywała, zapewne dawno bym już zrezygnowała. On jednak gra dalej, i w dodatku bardzo dobrze gra.

Czy jest jakiś wyjątkowy moment, który Pani wspomina?

Przez tak długi okres jaki jestem związana z teatrem, było bardzo wiele wyjątkowych momentów, szczególnych chwil. Przez ten czas poznałam wielu wspaniałych ludzi: aktorów, kompozytorów, scenografów i wielu innych. Te wszystkie spotkania robiły na mnie zawsze ogromne wrażenie, mogłam sie od tych ludzi czegoś nauczyć. I myślę, że to jest najważniejsze.

Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w dalszej pracy.

Rozmawiała Karolina Jermołowicz

 

 

 

 

 

 

Artykuły, które mogą Cię zainteresować: