Spotkanie drugie

{jcomments on}

Rozdział drugi, w którym dowiecie się dlaczego w nocy po zamkowym dziedzińcu biegają czarne koty.

 

W poniedziałek po lekcjach Adaś biegł do biura mamy jak na skrzydłach. Wpadł zdyszany, rzucił plecak na krzesło, upił łyk herbaty ze szklanki i stwierdził:

– Widzę, że jesteś bardzo zajęta, to ja pobiegam po zamku, pa – i wypadł na korytarz. Mama nawet nie zdążyła odpowiedzieć. Popatrzyła zdumiona na wybiegającego z biura syna i wróciła do swoich zajęć.

Adaś pognał na pierwsze piętro, tam, gdzie mieściło się kino „Zamek”, i ukłonił się panom portierom:

– Dzień dobry.

– Witaj, Adasiu. Już po lekcjach? Czekasz na mamę i pewnie się nudzisz?

– Czy w takim miejscu można się nudzić? – odparł Adaś. – Popatrzę

na miasto przez okno z trzeciego piętra. Dobrze?

– Dobrze, dobrze. Tylko uważaj na duchy! – zaśmiali się strażnicy.

– Będę uważał – zawołał chłopiec, biegnąc po schodach.

Stanął na trzecim piętrze, rozejrzał się. Duszka ani śladu. No tak…jeszcze było jasno. Wczesna godzina.

– Boguś, Boguś. Jesteś tu? – zawołał szeptem Adaś.

Nic. Cisza…

„Ojej, co będzie, jeśli Boguś się nie pojawi? Może on pokazuje się tylko wieczorami? A może to wszystko tylko mi się śniło?” – pomyślał pełen niepokoju. Nagle poczuł łaskotanie w nos, potem coś uszczypnęło go delikatnie w policzek. Adaś podskoczył. Usłyszał znajomy chichot.

– Boguś, to ty? – zapytał.

– Nie, to smok wawelski! – zawołał radośnie duszek, ukazując się Adasiowi. – Witaj, kolego! Cieszę się, że przyszedłeś.

Chłopiec zaśmiał się radośnie.

– Już się bałem, że to wszystko mi się przywidziało.

– A ja że nie przyjdziesz – powiedział Boguś.

– No to obaj się baliśmy! – podsumował Adaś.

– A do tego strasznie się nudziłem – skarżył się duszek. Robienie psikusów portierom i latanie po korytarzach. Nuuuda… Ile też można nocą ganiać po dziedzińcu te czarne koty?

– Czarne koty? O czym ty mówisz? – zainteresował się chłopiec.

– Lubię je nawet. One też straszą w nocy, tylko teraz nie bardzo mają kogo. Przecież nikt tu już nie mieszka. Nudzą się tak jak ja. Ganiamy się po dziedzińcu. To znaczy ja latam, a one próbują mnie złapać – tłumaczył Boguś.

– No dobrze. Ale skąd te koty na zamku? – dociekał Adaś. – Nigdy o nich nie słyszałem.

– Nie znasz historii o Janku, niesłusznie oskarżonym i uwiezionym w lochach zamkowej wieży? – zdziwił się Boguś.

– Nie! Opowiadaj! – zawołał podekscytowany Adaś.

– Mówić to ja bardzo lubię – ucieszył się duszek. – A opowieści to moja specjalność! – zawołał.

– Było to dawno, dawno temu. Pewien młody chłopak, co na imię miał Janek, został zatrzymany przez straż miejską i oskarżony o pobicie kogoś, kto zajmował w mieście ważne stanowisko. Kiedy szukano winnego, napatoczył im się właśnie Janek, a pobity człowiek rozpoznał w nim napastnika. Biednego Janka wtrącono do lochu, mimo że wcale nie był winny. Gapa był z niego, nawet nie umiał się wytłumaczyć. Kiedy tylko matka Janka dowiedziała się o wszystkim, przybiegła tłumaczyć jedynaka. Na nic zdały się wyjaśnienia i prośby. Nie wierzono ani matce, ani Jankowi. Chłopak trafił do zamkowego lochu. Odwiedzałem go wieczorami. Janek nie miał jednak ochoty rozmawiać – cały czas płakał i robił się coraz słabszy, bo dostawał tylko wodę i suchy chleb. Jedynie książę miał prawo go ułaskawić. Czekano na jego powrót, bo wyjechał polować w Puszczy Goleniowskiej. W końcu powrócił na zamek.

Był jednak w złym humorze, bo polowanie się nie udało. Kiedy więc matka Janka padła mu do stóp, prosząc o litość dla niewinnego syna, on krzyknął: „Nie ma litości dla łobuzów! Musi ponieść karę!”.

– Ojej, i co, i co? – zawołał Adaś. – Przecież w nim była cała nadzieja!

– Wtedy matka Janka wstała z klęczek i wygrażając pięścią, zawołała: „Biada tobie, książę, biada! Nie zaznasz już ty spokoju ani nikt z twej rodziny! Niech wszyscy potępieńcy z więziennej wieży zamienią się w czarne koty i nocami miauczeniem swoim przypominają ci o mojej krzywdzie!”.

Tak też się stało. Odtąd każdej nocy na zamkowym dziedzińcu szalały czarne koty, miaucząc przeraźliwie.

– A co na to książę? – zapytał chłopiec.

– Najpierw kazał wypuszczać psy, aby przegoniły koty, ale one tylko podkulały ogony i uciekały wystraszone. Potem każdej nocy naciągał kołdrę na głowę, aby nie słyszeć przeraźliwego miauczenia.

– Dobrze mu tak! – nie krył zadowolenia Adaś. Był taki niesprawiedliwy, to ma za swoje! A co z Jankiem?

– Janek też zamienił się w kota i uciekł z lochu. Miauczał najgłośniej. W dzień przesiadywał u mamy, mrucząc na jej kolanach.

– Ale ta matka Janka to chyba była czarownicą… – zamyślił się Adaś.

– Nie, ale ten cały żal, gniew i bezradność, a do tego wielka miłość do syna sprawiły, że jej słowa nabrały ogromnej mocy. Tak się czasem dzieje – stwierdził Boguś.

– Czy Janek biega jeszcze po dziedzińcu z innymi kotami?

– Pewnie! Dzięki temu, że zamienił się w kota, stał się nieśmiertelny – odpowiedział duszek.

– Ależ to miejsce jest tajemnicze. Ty Bogusiu, Sydonia i te koty… Mało kto wie, że na naszym zamku tyle w nocy się dzieje, prawda?

– Mnie to wszystko już się znudziło. Czasem lecę sobie heen daleko, przed siebie. Ale muszę uważać, żeby nie zabłądzić. Te wszystkie światła drażnią moje oczy.

– Jakie światła? – zdziwił się chłopiec.

– No takie migające, kolorowe.

– Aha, pewnie masz na myśli reklamy, latarnie i może też sygnalizację świetlną. Musisz uważać na przejściu. Pamiętaj: jak jest światło czerwone, to nie możesz przechodzić, musisz czekać na zielone i… – pouczał Adaś.

– Przecież ja nie przechodzę przez jezdnię tylko… przelatuję – przerwał mu Boguś.

– A tak, zapomniałem. A gdzie ostatnio byłeś? – zaciekawił się chłopiec.

– Czasem lecę nad rzekę. Tam mieszka mój stryj. To miejsce nazywacie Wałami Chrobrego. Jest tam taka fontanna. Jak się dobrze przyjrzysz, to za nią zobaczysz kilka małych otworów w murze pod tarasem. To wejścia do jego domu.

– Zaraz, zaraz, jaki duch? Jaki stryj? – Adaś wytrzeszczył oczy.

– Nooo stryj Bazyli… Mieszkał kiedyś w baszcie, tej obok zamku. Jednak kiedy zaczęło się tam pojawiać coraz więcej ludzi, stryj, który na stare lata ceni sobie ciszę i spokój, wyprowadził się. Proponowałem mu, żeby zamieszkał na zamku, ale on jest samotnikiem. Kiedyś podobno był jednym z większych psotników. Ale na starość odechciało mu się robić kawały.

– Czegoś tu nie rozumiem – przerwał mu chłopiec. Przecież po Wałach Chrobrego spaceruje wielu ludzi. Sam lubię tam chodzić z rodzicami – zdziwił się Adaś.

– Ha, ha. Tam, gdzie mieszka mój stryj, jest cisza i spokój. Te trzy otwory w murze to wejścia do jego kryjówki, a w głębi – korytarze, labirynty i dopiero daleko, w głębi jest jego mieszkanie.

Adaś już myślał o tym, żeby znaleźć się na Wałach. Muszę to sobie wszystko obejrzeć – planował. Miał w głowie wiele pytań. O stryja Bazylego, o basztę….

– Ojej, muszę uciekać, moja mama zaraz kończy pracę – powiedział nagle, spoglądając na zegarek.

– Kiedy znów się spotkamy?– z nadzieją zapytał Boguś.

– Jutro ze szkoły odbiera mnie tata, ale w środę będę znowu w pracy u mamy. Może umówmy się w innym miejscu, żeby panowie portierzy nie nabrali podejrzeń – zaproponował Adaś.

– Jasne – odpowiedział duszek. – Wystarczy, że mnie zawołasz, gdziekolwiek będziesz na zamku. Ja usłyszę i się pojawię. Do zobaczenia! – zawołał i już go nie było.

 


spotkanie opisała: Monika Wilczyńska


Zapraszamy do czytania!
Czytaj: część pierwszą, część trzecią, część czwartą