{jcomments on}Rozdział piąty, w którym usłyszycie historię o szczecińskim błaźnie Mikołaju.
Znajomość Adasia z duszkiem trwała już kilka miesięcy. Ale chłopiec nikomu o tym nie mówił. Zawsze, kiedy po lekcjach przychodził do mamy, po chwili biegł na spotkanie z Bogusiem.
– Bogusiu, dziś mam kilka pytań – rozpoczął kolejną rozmowę.
– Co chcesz wiedzieć?
– W sobotę byliśmy w odwiedzinach u babci w Sownie. To taka wieś niedaleko Stargardu. Zresztą nieważne gdzie, ty przecież nie podróżujesz. W każdym razie, kiedy byliśmy tam w kościele, tato pokazał mi płaskorzeźbę przedstawiającą pewnego błazna żyjącego w XVI wieku.
– A wiesz, kim był błazen w dawnych czasach? – zapytał Boguś.
– Jasne. To taki człowiek, który miał za zadanie wprawiać w dobry humor księcia lub króla. Po prostu zabawiał i rozśmieszał jego i cały dwór. U mnie w klasie też jest taki jeden – zaśmiał się Adaś. – Gdy Karol się wygłupia, pani zawsze mu mówi, że jest klasowym błaznem.
– Hi, hi – Boguś fiknął koziołka w powietrzu. – A ja jestem duszkowym błaznem. Tak zawsze mawia stryj Bazyli.
– O, nie wiedziałem! – Adaś udawał zdziwionego. – Ty też lubisz się wygłupiać? – zaśmiał się. – No dobrze, wracajmy do historii. Podobno to był błazen szczecińskiego księcia Jana Fryderyka.
– Masz rację, Adasiu – z uznaniem stwierdził Boguś. – To właśnie ten książę przebudował zamek….
– W pięknym renesansowym stylu! – dokończył Adaś. Mama mi opowiadała – dodał z satysfakcją.
– Ta twoja mama dużo wie o zamku – Boguś nie ukrywał zdziwienia.
– No pewnie! – zawołał Adaś. – W końcu moja mama pracuje na zamku i zna jego historię, ale nie tak dobrze jak ty, Bogusiu.
– Ja wiem o tym miejscu wszystko, Adasiu, wszystko! W końcu mieszkam
tu tyle lat – dumnie zawołał duszek.
– Bogusiu, wracajmy jednak do błazna. Tata tłumaczył mi, że ta pamiątkowa płyta jest unikatowa. Co oznacza niespotykana gdzie indziej. Podobno wielu historyków zastanawia się, dlaczego książę chciał uczcić pamięć swojego błazna i ufundował mu taką płytę. Błazen to w końcu nikt wyjątkowy. Pomyślałem, że ty pewnie coś o tym wiesz.
– A wiem! – odpowiedział tajemniczo Boguś.
– No to mów! Mamy jak zwykle mało czasu – popędzał go Adaś.
– Znałem, jak się domyślasz, ich obu: księcia i błazna. Mikołaj, bo tak miał na imię błazen, śmieszny był… taki trochę nierozgarnięty. Zanim trafił na dwór książęcy, pasał gęsi w rodzinnej wsi.
– Co takiego? Gęsi pasał? – zaśmiał się chłopiec.
– Proszę, nie przerywaj. Pewnego dnia przez jego wieś przejeżdżał książę ze swym dworem. Wszyscy mieszkańcy wybiegli na drogę, aby zobaczyć władcę. Tylko Mikołaj nie mógł tam pobiec. Matka kazała mu pilnować gęsi. Siedział smutny i bardzo żałował, że ominie go takie wspaniałe wydarzenie. Bardzo chciał zobaczyć księcia i jego dwór.
Jednak wiedział, że nie może pójść tam ze swymi gąskami, bo tłum by je stratował. A na ręce wszystkich wziąć nie mógł. Siedział i myślał. Aż nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł. Połapał swoje gęsi i po kolei przywiązał za szyje do swojego paska. Gąski szamotały się przerażone, a po chwili znieruchomiały.
– Czy one… hm… no… wiesz? – zapytał zdumiony Adaś.
– Tak, niestety, gąski nie przeżyły. Ale Mikołaj tego nie zauważył. Był bardzo zadowolony, że ma je przy sobie i pobiegł szybko w kierunku drogi, którą miał przejechać książę. Stanął sobie na uboczu i czekał.
Przejeżdżający książę już z daleka dostrzegł Mikołaja, bo widok rzeczywiście był niesamowity – wiejski chłopak z gęsiami przywiązanymi do paska. Orszak zatrzymał się, a roześmiany książę powiedział, że jeszcze czegoś takiego nie widział i dawno tak się nie ubawił. Wypytywał Mikołaja o różne rzeczy, a on tak zabawnie odpowiadał, że rozbawiony książę zawołał: – Chcę mieć tego chłopaka przy sobie! – i zabrał go na zamek. I tak Mikołaj z chłopca pasącego gęsi stał się książęcym błaznem. Dobrze mu się żyło. Jadł smakołyki z książęcego stołu, nosił piękne kolorowe szaty z dzwoneczkami. Lubiłem go straszyć, wiesz? Tak zabawnie krzyczał, gdy w nocy łaskotałem go w nos i szeptałem do ucha: uhuhu, uhuhu! Hi, hi – roześmiał się Boguś.
– Bogusiu! – zawołał z udanym oburzeniem Adaś.
– Jan Fryderyk nie miał dzieci i może dlatego tak polubił Mikołaja, który stał się jego ulubionym towarzyszem. Błazen wprawiał go w dobry humor. Książę go uwielbiał i nawet podarował mu wieś, którą potem na cześć błazna nazwano jego nazwiskiem.
– Czy ta wieś to właśnie Sowno?
– Tak. Mikołaj nazywał się Hinze, a wieś nosiła nazwę Hinzendorf. Po polsku Sowno.
Pewnego razu książę dostał dziwnej gorączki. Mikołaj, który bardzo kochał księcia, bardzo się tym zmartwił. Jakaś wiejska baba poradziła mu, że taką chorobę najlepiej wyleczyć strachem.
– I co? Pewnie wystraszył księcia? – domyślił się Adaś.
– Tak… zepchnął go znienacka z mostu do wody.
– Ups! Pewnie to nie była miła kąpiel, co?
– No cóż, książę nie był zachwycony. Nie gniewał się długo na Mikołaja, bo dzięki tej kąpieli wyzdrowiał, ale postanowił ukarać go za ten zuchwały czyn. Chciał go trochę wystraszyć i ogłosił, że skazuje go na śmierć.
– Co? Śmierć? Za takie coś? – zawołał oburzony Adaś.
– Wiesz, książę to książę, nikt nie powinien sobie z niego żartować. Władca miał prawo karać swoich podwładnych nawet śmiercią. Ale w tym przypadku to miał być tylko żart, bo kat zamiast miecza miał użyć kiełbasy.
– Kiełbasy? – nie dowierzał chłopiec.
– Tak, zwyczajnej kiełbasy, lecz błazen potraktował ten wyrok bardzo poważnie i w chwili uderzenia padł martwy na ziemię.
– Coś takiego, zginął od uderzenia kiełbasy?
– Tak, po prostu umarł ze strachu! Ta śmierć bardzo zasmuciła księcia. Lubił Mikołaja i poczuł się winny. Pochował swego wiernego sługę w jego wsi.
– Czyli w Sownie, tam, gdzie mieszka moja babcia – przerwał Adaś.
– Tak, i wystawił mu kamienny pomnik z napisem: „Tak ruchem ręki błazen życie postradał”.
– Bogusiu, same smutne historie ostatnio mi opowiadasz.
– Hmm… rzeczywiście… Następnym razem opowiem ci coś weselszego. Niech no tylko sobie przypomnę, he, he – zaśmiał się Boguś.
– Na przykład o stryju Bazylim, dobrze? O tym miejscu, gdzie mieszka. To takie tajemnicze.
– Dobrze, dobrze. Może dziś właśnie go odwiedzę. Opowiadałem mu o tobie, wiesz? Mówi, że kiedyś chciałby cię poznać, ale on w dzień nie rusza się z domu. A ty w nocy to nie mógłbyś tu kiedyś wpaść? Co?
– Oj, ja w przeciwieństwie do stryja Bazylego w nocy nie ruszam się z domu – zaśmiał się Adaś.
Na zamkowym zegarze wybiła godzina piętnasta.
– Pędzę do mamy, Bogusiu! Dziękuję za opowieść! W poniedziałek po lekcjach znów będę. Czekaj na mnie! Pozdrów stryja! – zawołał jeszcze Adaś, biegnąc w stronę biura mamy.
A Boguś? Boguś zakręcił się trzy razy, wzbił się do góry, krzyknął „juuhuu!” i już go nie było. Na zamkowym korytarzu echo powtórzyło jego okrzyk, a potem zapadła cisza.
spotkanie opisała: Monika Wilczyńska