O piratach, Szczecinie i niezwykłej łódce…

Kiedy będziecie na spacerze na Wałach Chrobrego, zejdźcie na sam dół, po schodach, na ulicę Jana z Kolna, stańcie przy wielkiej fontannie i przyjrzyjcie się uważnie dwóm posągom, zdobiącym ścianę za nią. Przedstawiają one dwóch żeglarzy, żyjących dawno, dawno temu…

 

Pierwszy z lewej – człowiek trzymający kotwicę, to Jan z Kolna, żeglarz, który wedle legendy miał dotrzeć do Ameryki, jeszcze przed Kolumbem, jako sternik Dietricha Pininga (Niemca, żeglarza i łowcy piratów, jednego z dowódców flotylli, jaka wyruszyła do Grenlandii w 1476 r. na rozkaz duńskiego króla Christiana I Oldenburga). Brak jednak na to jakichkolwiek jednoznacznych dowodów, podobnie jak na to, że Jan z Kolna był Polakiem. Historia jest długa i skomplikowana, acz ciekawa, ale dzisiaj opowiem wam o człowieku, którego postać wykuta w kamieniu znajduje się po prawej stronie szczecińskiej fontanny.

Postać mężczyzny, trzymająca koło sterowe, spoglądająca dumnie przed siebie, to Jan Wyszak (w łacińskich źródłach wymieniany jako Johannus Witscacus). Do historii przeszedł głównie dzięki kronikom dotyczącym żywota biskupa Ottona z Bambergu, który w owym czasie chrystianizował Pomorze.

Jan Wyszak był żeglarzem, kupcem i wójtem szczecińskiego podgrodzia. Żył w XI wieku, czyli prawie tysiąc lat temu! Były to czasy, gdy mieszkańcy ziem nad Bałtykiem, a więc i Szczecinianie, zajmowali się głównie handlem i żeglarstwem, a co za tym szło – wielu z nich było piratami lub kaperami (czyli piratami „zalegalizowanymi” przez władcę, którzy łupili obce statki, bez obawy kary ze strony króla, oddając mu w zamian większą część łupu). Piratem więc bywał też i Jan Wyszak, kiedy zaszła taka potrzeba. Był on świetnym żeglarzem, dawał sobie radę w najgorszych warunkach na morzu. Nie miał sobie równych w walce, gołymi rękami potrafił pokonać nawet większych od siebie.

Szczecin był wówczas bogatym warownym grodem, o wałach bardzo wysokich i nie do pokonania przez wrogów. Konstrukcyjny kunszt słowiańskich warowni znacznie przewyższał ówczesne umocnienia skandynawskie. Słowianie byli ludem spokojnym, pracowitym i bardzo ceniącym sobie własne bezpieczeństwo, jednak w odwecie za duńskie najazdy na ich ziemie nie wahali się wyprawiać za morze. Takie wyprawy zwano chąsami, a słowiańskich żeglarzy-wojowników biorących w niej udział nazywano chąśnikami. Organizatorami i przywódcami chąs najczęściej byli możnowładcy, tacy jak Jan Wyszak właśnie, którzy mieli statki oraz finanse na wyposażenie i uzbrojenie wyprawy.

Jako bogaty kupiec oraz wielmoża szczeciński, Jan Wyszak posiadał również taką prywatną flotę 13-metrowych statków (jakich wówczas Pomorzanie używali do żeglugi morskiej), które jednakże nadawały się nie tylko do transportu handlowego, ale także spisywały się dzielnie w trakcie chąs, organizowanych przez niego wielokrotnie. Wraz ze swoimi piratami napadał na Duńczyków i zwoził do Szczecina bogate łupy. W trakcie jednej z takich wypraw do Danii, na którą wybrał się, dowodząc okrętami księcia pomorskiego Racibora, flotylla została pokonana, gdyż Duńczycy urządzili sprytną zasadzkę. Jan Wyszak został przez Duńczyków pojmany i wtrącony do lochu, zaś wszystkich jego towarzyszy zabito w walce lub powieszono.

Dwa lata później, pewnej nocy, ukazał mu się we śnie biskup Otton z Bambergu, który obiecał mu odzyskanie wolności, o ile przysięgnie zerwać na zawsze z piractwem. Wyszak obudził się, zlany zimnym potem. Nie wierzył zupełnie w ten sen, ale kiedy poczuł, że dziwnym trafem poluzowały się sznury, pomyślał, że może jednak dostał szansę na powrót do domu. Udało mu się wymknąć pod osłoną nocy z lochu i dotrzeć nad morze.

Zaczął wówczas zastanawiać się, jakim cudem ma je przepłynąć. Pomysł uprowadzenia okrętu w pojedynkę nie wydawał mu się realny. Wtedy dostrzegł na brzegu niewielką łódkę. Należała pewnie do jakiegoś rybaka… Bez chwili zastanowienia zepchnął ją na wodę, bo pomyślał, że lepiej zginąć na wzburzonym Bałtyku, niż z rąk Duńczyków. Kolejny dziwny traf sprawił, że pomyślny wiatr od razu pognał łódkę w stronę Pomorza. Gdy wylądował na rodzinnym brzegu i wrócił do Szczecina, witany przez rodzinę i przyjaciół, swoje ocalenie przypisał cudownemu wstawiennictwu Ottona z Bambergu i gdy ten zjawił się na Pomorzu ze swoją drugą wyprawą misyjną, zaprosił go do miasta.

Biskup przybył do bram Szczecina wraz ze swoją świtą i ze zdziwieniem spostrzegł niewielką łódeczkę, zawieszoną na łańcuchach, ponad główną bramą szczecińskiego grodu. Kiedy Wyszak wyszedł, by go powitać, biskup ostrożnie spytał się o tę dziwną ozdobę. Szczeciński wójt z uśmiechem odrzekł, że ma być ona znakiem dla tych, ktorzy nie wierzą, jak wielka jest moc Boga i jak bardzo może on pomóc nawet w beznadziejnej sytuacji. Biskup, zanim ruszył na główny rynek Szczecina, długo jeszcze stał pod murami, z niedowierzaniem przyglądając się, która była tak mała, ze z trudem dałaby sobie radę na Odrze, a co dopiero na falach morza! A przecież przepłynęła ponad 300 mil morskich, bez żadnych większych szkód, wraz z człowiekiem na pokładzie…

W późniejszych kronikach nie znaleziono żadnych wzmianek o Janie Wyszaku, więc trudno powiedzieć, czy rzeczywiście przestał być piratem i zajął się tylko zwykłym handlem i zarządzaniem grodem szczecińskim. W każdym razie, z pewnością przeszedł do historii naszego miasta i regionu, jako jeden z największych żeglarzy, piratów i kupców swojej epoki.

W Szczecinie nazwisko tego legendarnego żeglarza i kupca możemy odnaleźć nie tylko na kartach przewodników i książek. Mamy w mieście ulicę Wyszaka, tawernę „U Wyszaka”, a od 2010 roku w Szczecinie wręczane są corocznie „Wyszaki”, honorowe nagrody szczecińskiego żeglarstwa i edukacji morskiej, których idea wymyślona została przez nauczycieli Zespołu Szkół Technicznych i Morskich oraz Technikum Budowy Okrętów – Technikum Mechanicznego. „Wyszaki” przeznaczone są dla osób, które szczególnie przyczyniły się do promocji i sukcesów szczecińskiego żeglarstwa, oraz Szczecińskiego Programu Edukacji Morskiej.

Joanna Krakowiecka
redaktor portalu szanty.art.pl
Źródła informacji historycznych:
Ryszard Kotla, Wrzesław Mechło