Od stycznia 2010 roku wchodzi w życie nowe prawo, które pozwoli tatusiom na skorzystanie z urlopu ojcowskiego. To ważny krok, mówią jedni, ale raptem kropla w morzu potrzeb – dodają drudzy. Bo czy tydzień to wystarczająco dużo, aby nauczyć się być tatą?
Oczywiście na tak postawione pytanie należy odpowiedzieć: nie – mówi Małgorzata Forjasz, pedagog – jednak celem tego urlopu nie jest wcale szybki kurs ojcostwa, a pomoc czy nawet odciążenie kobiet w dość jednak trudnym procesie wychowywania dziecka, zwłaszcza na samym początku.
Urlop ojcowski ma jednak również inne cele, niż tylko pomoc mamie w domu. Chodzi także o wyrównywanie szans na rynku pracy, bowiem urlop macierzyński, jeśli nie całkiem przerywa, to często przeszkadza kobietom w karierze. Z punktu wiedzenia pracodawcy taka przerwa w pracy, za którą oczywiście trzeba płacić, jest dużym obciążeniem, zwłaszcza dla mniejszych firm. I na nic zdają się tu apele kobiecych organizacji czy nawet odgórne inicjatywy. Rynkiem rządzą pieniądze, a pieniądze to w pełni aktywny zawodowo pracownik.
Czy więc urlop ojcowski to tylko mało znaczący krok w kierunku równouprawnienia i polityki prorodzinnej? Wydaje się, że jednak jest czymś więcej, zwłaszcza w kontekście dalszych projektów, bowiem od 2012 roku urlop trwał będzie już nie jeden, a dwa tygodnie. Pozwoli to nie tylko na większe zaangażowanie taty w wychowanie dziecka, ale być może zmieni również mentalność rynku. Poprzez korzystanie z urlopu mężczyźni mogliby pokazać, że wychowywanie dziecka to nie kaprys kobiet, które chcą naciągnąć pracodawców na płatne zwolnienie, ale coś naturalnego i koniecznego.
Zachęcamy więc tatusiów do korzystania z urlopu, zwłaszcza, że niewykorzystany – przepada. A jest to z pewnością niepowtarzalna możliwość pełnego uczestnictwa w pierwszych dniach życia naszego potomka, które choć pewnie trudne, to jednak równie piękne.